logo banner
KW Toruń > SEZON...

Aktualności

SEZON WOJTKA TARANOWSKIEGO

10 listopada 2014, godz. 22:37

W swojej relacji przedstawiam najciekawsze momenty z bieżącego sezonu.

Moje zmagania zacząłem od egzaminów w dolinie Bolechowickiej (12-13 maja). Wywalczyłem sobie miejsce w Grupy Młodzieżowej PZA we wspinaczce wysokogórskiej. Egzamin składał się z 4 dróg wspinaczkowych oraz biegu crossowego(10km). Obecnie Grupa Młodzieżowa składa się z dziewięciu wspinaczy z różnych stron Polski. Przez najbliższe trzy lata pod okiem instruktorów będziemy się szkolić i zdobywać niezbędne doświadczenie w różnych rejonach górskich. Naszym celem jest przygotowanie się do ambitnych wspinaczek na dużych alpejskich ścianach.

http://www.pza.org.pl/news.acs?id=2564977

W w.w stronie można przeczytać szczegóły dotyczące przebiegu egzaminu.

Miesiąc później (14-19 czerwca) spotkaliśmy się niemalże całym składem na pierwszym zgrupowaniu w Sokolikach. Instruktorzy dokonali unifikacji naszych umiejętności z zakresu kursu skałkowego.

 photo1

Directe Americane war. Szeroką rysą

 

Szczegółową relację można przeczytać na blogu GM PZA, gdzie znajdują się także opisy kadrowiczów oraz relacje z ich działalności.

http://gmpza.blogspot.com/

 

W połowie lipca wyruszyłem na zaplanowany niemalże rok temu wyjazd w Dolomity.

Moim partnerem był Łukasz Oleś KW Toruń. Naszym celem były długie klasyki na ikonach Dolomitów, jednak pogoda systematycznie weryfikowała plany. W góry dotarliśmy z 2dniowym opóźnieniem przeczekując fatalne warunki w Hollentalu. Pokonujemy tam 2 drogi.

Drugiego dnia wspinamy się jedną z najdłuższych dróg w dolinie Des Kessels neue Kleider 7- 580m. Kończymy ją w dobrym czasie w lekkiej mżawce, jednak sama droga nie uwiodła. Śmiało można powiedzieć, że wytyczona została na siłę, szukając trudności. W mojej pamięci rajbungowe zacięcie czy tez eksponowana graniówka miedzy kosówkami.

Dolomity powitały nas.. deszczem i tak miało być przez kolejne 2 dni, dlatego po nocnej zlewie w masywie Selli uciekliśmy do Arco. Pomimo upału wspinaliśmy się, rekreacyjnie, drogi jedno wyciągowe, wyszukując rys, zacięć.

Dostajemy cynk, że warunki w Dolomitach ulegają poprawie i już następnego dnia wspinamy się ładnym i polecanym klasykiem Kantem Abrama VII 360m w masywie Selli (Ciavazes)

Kolejnego dnia decydujemy się na trudniejszą drogę Roberta 83 7a+ 300m jednak o charakterze bardziej sportowym, droga dobrze ubezpieczona w stałe punkty. Pierwsze 3 wyciągi były mi znane z zeszłego roku bowiem startowałem nimi do kombinacji Roberta 83&Buhl. Kluczowy wyciąg poprowadziłem w 2. próbie. Droga bardzo nam się podobała, większość wyciągów wymagających z ciągowymi trudnościami, w różnych formacjach.

Po dniu restu przejechaliśmy w rejon Lastoni di Formin. Naszym celem była Super tegolina 7a 350m.

W drogę po podejściu w pięknej scenerii wbiliśmy się dość wcześnie bowiem popołudniu miało standartowo padać. Całość pokonujemy czysto, w dobrym czasie. Ostatni łatwy wyciąg kończyłem wraz z pierwszymi kroplami deszczu. Niespodzianka czekała na nas na zejściu płaskowyżem. Zjazdy znajdujące się w żlebie były całkowicie zasypane i przykryte śnieżnym nawisem, co zmusiło nas do dodatkowego 2,5h spacerku wspomnianym płaskowyżem. Na Passo Giau doszliśmy już lekko zmęczeni, ale szczęśliwi, bo przecież zrobione przez nas ostatnio drogi są najtrudniejszymi w dotychczasowym dorobku.

photo2

 Obsuwające się tunele, „śniego-seraki” pod ścianą

Jak się później okazało była to ostatnia nasza droga w Dolomitach tego lata, nastąpiło załamanie pogody na wiele dni, prognozy były jednoznaczne, a my chcieliśmy się wspinać. Wyjazd zakończyliśmy kilkudniowym pobytem na Frankenjurze. Wspinałem się głównie treningowo OS/FL do 8-. Padło kilkanaście dróg. Niespodziewanie spotkaliśmy znajomych wspinaczy z naszego regionu.

Niezrealizowane cele w Dolomitach nie dawały mi spokoju, dodatkowo „wapienne rozwspinanie”, duże chęci spowodowały, że chciałem tam wrócić jeszcze w tym sezonie i prawie się udało.

Tymczasem tydzień po powrocie wyjeżdżamy z Łukaszem weekendowo na Mnicha, bo ma być trochę lampy. W podróży wrażeń dostarcza nam PKP: VIPowskie miejsca na korytarzu, kolonie małych dzieci, nietrzeźwi pasażerowie no i przede wszystkim opóźniony pociąg. W Krakowie nie zmieściliśmy się do autobusu, w Zakopanym walka o tlen na chodnikach, a na Palenice podróż busem trwa i trwa, przy kasie TPN kolejki jak wijący się wąż w 58 rundzie SNAKE’a w starej NOKI. To wszystko powoduje, ze pod Mnichem zameldowaliśmy się o 14. Wyczerpani podróżą przechodzimy kursowy klasyk Orłowski V-, lekko rozgrzani przewinęliśmy się na wschodnią ścianę gdzie ok. 17.30 wbijamy się w SuMiKo VII. W ciszy i ostatnich promieniach słońca zjechaliśmy z piku i udaliśmy się na nocleg do 3*** koleby.

W niedziele udaje się nam zrobić Kant Hakowy VII i nastąpiło załamanie pogody, a plan przejścia pod Zamarłą Turnię automatycznie został anulowany. Schodzimy do stolicy podhala, Łukasz wrócił do domu, ja zostałem i odwiedziłem polane Rogoźniczańską – taborisko speleologów nieopodal Kir.

Następnego dnia zawitałem na Jaroniec, gdzie rano udało się poprowadzić kilka dróg przed mocną zlewą. Wycof był niebanalny z powodu ścinki drzewa w dolinie Lejowej i bagiennego terenu po ulewie.

photo3

Końcówka dnia na górnych półkach Mnichowych

W międzyczasie w odpowiedzi na moje westchnienia o chęci powrotu w Dolomity dostałem propozycje na wspólne wspinanie od Karola Legaszewskiego KW Gliwice GM PZA. Oczywiście skorzystałem z możliwości. U Karola zameldowałem się na 2 dni przed wyjazdem mieliśmy jeszcze razem potrenować na Jurze, ale standardowo padało ciągle, równomiernie i gęsto. Podjechaliśmy nawet pod Grochowiec gdzie złapało nas deszczowe apogeum. Zaoszczędzony na treningu czas wykorzystaliśmy na przygotowanie taktyczne.

Rano 20.08 dojechał do nas drugi zespół z Krakowa, nerwowo przeglądaliśmy wspólnie prognozy i niepewnie lecz jednomyślnie zmieniamy kierunek wyjazdu na Chamonix.

Dla mnie był to pierwszy kontakt z Alpami. Zobaczyć cały masyw Mont Blanca w pełnym słońcu to było coś. Atmosfera w Chamonix niecodzienna bowiem w ostatnim tygodniu sierpnia miał tam miejsce słynny UTMB, czyli ultra maraton wokół Mont Blanc.

W logistyce zdałem się bardziej na Karola, który do Chamonix przyjechał po raz trzeci i już sporo wiedział. Niezbędne materiały, topo zdobywamy w biurze przewodników i jeszcze tego samego dni a późnym popołudniem wchodzimy na Plan z zamiarem działania na Igłach od Północy.

Prognozy dawały szanse na maksymalnie 2 dni wspinaczki, my zaczęliśmy dość mocno jak na nasze możliwości atakując drogę na Aig. De Blatiere – Fidel Fiasco 6c+ 370m. Droga wiodła głównie rysami. Już po pierwszych wyciągach wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie. Trochę nieoczekiwanie odpadam na wyciągu za 6b+ w górnej jego części. Było bardzo zimno. Do momentu załapania pierwszych słonecznych promieni każdy z nas miał 4 warstwy z czego ostatnia to gruby primaloft, podobno zimą jest się lżej ubranym. Tego dnia w pobliżu nie widzieliśmy żadnych innych zespołów, to chyba znak że jesteśmy twardzi ;]. Spotykaliśmy też utrudnienia w postaci oblodzeń na drodze czego efektem było wypuszczanie nóg przy zaklinowanych dłoniach w skośnej rysie. Ostatecznie droga nas pokonała, wycofaliśmy się na dwa wyciągi przed końcem. Zmusiła nas do tego późna pora, zimno i wzmagający się wiatr. Zjazdy zakończyliśmy już po zachodzie słońca, a do miejsca biwakowego trafiliśmy znacznie później niż przewidywaliśmy błądząc gdzieś między grzędami na morenie. Każdy większy blok skalny przypominał nam nasz namiot.

W Alpy zawitała chwilowo zima, a my postanowiliśmy przeczekać to w Verdon. Spędziliśmy tam 5 dni wspinając się 3 dni bez restu. Każdy z nas był tam po raz pierwszy. Sprawnie rozgryźliśmy logistycznie rejon i zabraliśmy się do roboty. Verdon słynie z tego, że aby dostać się pod drogę należy najpierw zjechać do podstawy ściany. Wybór drogi musi być przemyślany, nie należy się przeceniać, bo można zagościć na dłużej na dnie wąwozu. Najlepszą porą do wspinaczki w tym rejonie jest wiosna lub wczesna jesień. Latem zdecydowanie za gorąco. Nam się udało, nie było aż tak źle o czym świadczą dobre przejścia naszego zespołu.

photo4

Świetnie urzeźbiony wapień z niesamowitym tarciem, formacje często typowo górskie + płyty

Pokonane przez nas drogi to:

Les fils de l’haltere du pan 6c OS 340m

Serie Limitee 7a FL 350m

Arete du Belvedere/Or Sujet 6c OS 270m

Dostaliśmy cynk o dobrej pogodzie w Alpach. Tym razem postanowiliśmy działać na nieco cieplejszych Igłach od południa. Widoki to prawdziwy raj, olbrzymie masywy i strzeliste turnie, które do tej pory znałem tylko z książek były na wyciągnięcie ręki.

Zrobiliśmy dwie drogi

Le Marchand de Sable Na Tour Rouge 6a+ OS 320m

Tout va mal/Subtilités Dülfériennes na Aig. de Roc 6b fl 600m

Pierwsza z dróg została odebrana na dość wymagającą jak na swoją wycenę, jest krótka I nadaje się na Rozwspinanie, dla nas był to cel zastępczy z powodu odpadu śniegu w nocy w wyniku czego na większości ścian potworzyły się wodospady i zacieki z topniejącego śniegu.

Kombinacja Tout va mal/Subtilités Dülfériennes jest szczególnie polecana w przewodniku Pioli. Słusznie - okazała się dla nas piękna, długą, górską wspinaczką.

photo5

Wymarzony dzień restowy!

photo6

Artyzm na stanowisku

photo7

Zjazdy

Podsumowując był to dla mnie najlepszy sezon wspinaczkowy, pomimo często niesprzyjających warunków pogodowych odbyłem wiele pouczających wspinaczek, które nie zawsze kończyły się sukcesem.

 

Wojtek Taranowski

 

Więcej zdjęć Wojtka znajdziecie w naszej Galerii.

 

dodał: tomi
Komentarze (1) - dodaj swój komentarz

Michał, 20 listopada 2014, godz. 20:49 Bardzo fajna relacja! Gratuluję sprężą i świetnie wykorzystanego sezonu!
 
Copyright © 2008 KW Toruń, kontakt