logo banner
KW Toruń > WSPINANIE...

Aktualności

WSPINANIE W SŁOŃCU

12 lutego 2017, godz. 20:03

Wspinanie jest dla mnie czymś, czemu w ogromnym stopniu podporządkowuję swoje życie i spycham na dalszy plan rzeczy, które w poukładanym świecie uchodzą za priorytetowe. Jest to często niezrozumiałe dla osób, które nie zetknęły się z tą lub jakąś podobną formą aktywności lub nie doznały tych momentów niesamowitej radości z przebywania w skałach i chwil euforii po pokonaniu trudnej drogi, które wystarczają, żeby chcieć brnąć w to dalej. Brnąć w godziny, dni i tygodnie spędzone na sztucznej ścianie, w drodze, w aucie, frustracji z ponoszonych porażek (których jest więcej niż sukcesów), bolące palce i stopy, a wszystko po to, żeby urywać kolejne weekendy lub dni wolne na wyjazdy w skały. Przy czym nie jestem wspinaczem profesjonalnym. Jestem natomiast wspinaczem nałogowym, tak jak parę innych znanych mi osób.

Myślę, że dzięki temu, między innymi, tworzymy fajną społeczność ludzi myślących i kombinujących podobnie, jak by to zrobić, żeby móc spędzać więcej czasu w skałach. Tam, gdzie życie smakuje najlepiej.

***

Zaczęłam trochę poważnie, ale takie przemyślenia naszły mnie świeżo po powrocie z naszego niby długiego, ale jednocześnie mega szybkiego wypadu na południe Europy.

W tym roku sprawy zawodowo-przyziemne uniemożliwiły nam wyjazd dłuższy, jaki planowaliśmy. Ostatecznie wybraliśmy się krótko po świętach na prawie 3 tygodnie przez Włochy do Hiszpanii. Jako że nie poukładało się tak jak chcieliśmy, zdecydowaliśmy, że będzie mocno wakacyjnie, relaksacyjnie i beznapięciowo. Jak faktycznie było, pozwolę sobie przemilczeć. Poniższa relacja zawiera kilka praktycznych informacji o rejonach, które odwiedziliśmy, bo może się tam zechcecie wybrać lub może wybierzemy się tam kiedyś razem.

Oltrefinale

Pierwsze dwa dni wspinaczkowe spędziliśmy tak jak rok temu w tym samym okresie we włoskim rejonie Oltrefinale, który poza pokrewnością nazewniczą i bliskością geograficzną niewiele ma wspólnego ze znanym Finale Ligure. Położone niedaleko Albengi skały oferują różnorodne, atletyczne i często przewieszone wspinanie w wielu formacjach: kaloryferach, klockach i krawądkach. Długości dróg są zróżnicowane, z przewagą dróg ok. 30-metrowych.

Eksploracja tego rejonu zaczęła się stosunkowo niedawno i jest on teraz mocno popularny, co widać po ilości przebywających w skałach wspinaczy czy statystykach 8a.nu :)

photo7 

Sektor Red Up w Oltrefinale (fot. Tomi)

Choć dolin w Oltrefinale jest kilka, wspinaliśmy się tylko w Val Pennavaire. Wybór sektorów w tej jednej dolinie jest szeroki, ale na okres zimowy najprzyjemniejszą chyba opcją jest sektor Red Up, który dzięki swojemu położeniu na dość wysokim zboczu doliny jest prawie cały dzień w słońcu, czego nie można powiedzieć o Castelbianco czy Terminalu, które mimo południowej wystawy zimą dość szybko wchodzą w cień potężnej góry naprzeciwko. Wspinanie w Red Up to festiwal kaloryferów, a drogi mają tu często nawet 40 metrów. Niewiele to ma wspólnego z naszym ulubionym rodzajem wspinania (czyt. Frankenjura), ale podobno dobry wspinacz to wspinacz uniwersalny. Niemniej jednak dwa dni opuchniętych od długości dróg stóp i klinowania się do znudzenia w dziwnych pozycjach nam wystarczyły, więc w Nowy Rok przenieśliśmy się do prawdziwej mekki światowego wspinania czyli do Katalonii.

Siurana

Jaka Siurana jest, pisać nie trzeba. To miejsce wspinaczkowo legendarne. Jako że parę lat wcześniej zaliczyliśmy tam skrócony urlop, mieliśmy niedosyt wspinania w tym miejscu. Ostatecznie zostaliśmy tam już niemal do końca dwutygodniowego pobytu w Hiszpanii.

photo3

Refugio w Siuranie, w tle Montsant (fot. Tomi)

Pierwszy poranek na parkingu przy wiosce powitał nas gęstymi mgłami. O ile sama Siurana znajdowała się tego dnia ponad nimi, to sektory położone nieco niżej nie wyszły do wieczora z chmur. Jak się później okazało, mieliśmy dużo szczęścia, że taki parszywy warun panował tylko jeden dzień, bo okolice Siurany i Margalef spowite były mgłą cały poprzedni tydzień i możliwości wspinania były przez to mocno ograniczone. Przez pozostałą część wyjazdu wspinaliśmy się w hiszpańskim słońcu, a temperatury oscylowały w okolicach 10°C. Miejsca zacienione trzeba było omijać, a w nocy zdarzały się przymrozki.

photo2

Parking przy Siuranie nad mgłami (fot. Tomi)

W okresie między Bożym Narodzeniem a Świętem Trzech Króli Siurana jest miejscem wspinaczkowo obleganym, bo w wielu krajach jest wtedy sporo wolnego. Samo Święto Trzech Króli, a raczej wigilia tego święta, jest w oddalonej o 6 km od Siurany Cornudelli wydarzeniem bardzo uroczystym. To tego wieczoru dzieci otrzymują prezenty, a wręczane są one przez samych Trzech Króli. Widowisko warte zobaczenia.

Montsant 

Ostatni dzień wspinaczkowy wyjazdu zdecydowaliśmy się spędzić w rejonie Montsant w najbardziej jego znanym sektorze czyli Raco de missa. Była to odskocznia od krawądkowego zapinania i godne polecenia miejsce oferujące wytrzymałościowe wspinanie po dziurach.

photo4

Katalońskie klimaty (fot. Tomi)

Wspinaczkowo, moim największym sukcesem wyjazdu było zrobienie wytrzymałościowej drogi Memorias de una sepia 7c+. Tomi z kolei przeżywał kryzys motywacyjny i wspinał się po dla siebie łatwych drogach, przy czym warto wspomnieć, że zaliczył siłową i bulderową La Bestiolę za 8a+. 

Nie samym wspinaniem człowiek żyje

Co do miejsc interesujących turystycznie, w jeden z dni restowych wybraliśmy się do Delty Ebru. To usłane polami ryżowymi miejsce oddalone od Siurany o jakieś 100 km zamieszkiwane jest przez najróżniejsze odmiany ptactwa, z charakterystycznymi flamingami na czele. Naprawdę warto zobaczyć.

photo5

Flamingi, Delta Ebru (fot. Tomi)

Jeżeli chodzi o nocowanie w aucie, w Siuranie nie ma z tym najmniejszego problemu. Najwięcej noclegów spędziliśmy na dużym parkingu niecałe 3 km od zjazdu z Cornudelli na Siuranę. Na kilka ostatnich nocy wyjazdu zatrzymaliśmy się w Climbing Tribe czyli u Uli i Pazura. Co ciekawe, można tam teraz wynająć przyczepę kempingową z ogrzewaniem, a niebawem jest planowany ciepły prysznic, co tworzy dobrą alternatywę dla nocowania na dziko czy kosztownych kwater w Cornudelli.

Ten wyjazd był wspaniałym wejściem w nowy rok. Co przyniesie nam rok 2017, czas pokaże. Niby nowy rok, nowe postanowienia. W moim przypadku i postanowienia i marzenia pozostają takie same: wspinać się coraz lepiej i jak najwięcej się da.

 

Sara Bambina Grajpel

 

dodał: tomi
Komentarze (0) - dodaj swój komentarz

Copyright © 2008 KW Toruń, kontakt