logo banner
KW Toruń > JAK...

Aktualności

JAK TO SIĘ ROBI

2 kwietnia 2011, godz. 09:31

Tekst: Paweł Kos

Dzwonię do jednego kumpla, drugiego. Proponuję, namawiam, roztaczam wizję bohaterskich bojów zimowych wojowników. Zima to i zimno musi być odpowiadają niektórzy, inni są spoceni na samą myśl o podchodzeniu. Można i taki głos usłyszeć: „Co mi Kolega proponuje jakieś historyjki z wysokich gór. To jest smutne i ponure!”. Więc zostali na miejscu ze swoimi morzami południowymi.

Niespodziewanie odezwał się Juras, który odebrał wezwanie od gór i postanowił się z nimi zmierzyć zimą. Dograliśmy szczegóły, ustaliliśmy, że wyjazd ma mieć charakter wybitnie sportowy, według zasady „Jak spowiadam to spowiadam, jak się bawię to się bawię”.

Zaczęło się całkiem przyjemnie od „spaceru” w „pięknych i niepowtarzalnych okolicznościach przyrody” z Zakopanego do Betlejemki. „Spacer” trwał ze trzy godziny, ale nie śpieszyliśmy się. Może dlatego, że było tak bajkowo, a może z innego powodu?:) Jak się okazało tej zimy najtrudniejsze są właśnie te spacery do Betlejemki. Nic to piątka zimą, nic to kruchy lodospad, ani długa droga na Kazalnicy, crux jest ewidentnie na Boczaniu. Gdy tylko wychodzi się z lasu uderza w ciebie halny i czołgasz się przez 200 metrów, albo wpadasz w chmurę śniegową pomimo, że miało jej tam nie być. Widzisz tylko parę metrów przed sobą, toniesz w zaspach, ba gubisz nawet szlak?!

-         Czy kolegi nie odurza to górskie powietrze?

-         Odurza!

Taka walka na szlaku uczy zrozumienia, na przykład odkryłem po co są trasery albo skąd nazwa Betlejemka. Były i takie momenty, że dobrze rozumiałem dlaczego koledzy zostali w Toruniu.

W końcu dotarliśmy do upragnionego światła. Po symbolicznym przywitaniu się z górami nie pozostało nam nic innego jak odpocząć przed czekającymi nas trzema dniami walki. Postanowiliśmy pierwszego dnia rozgrzać się na Czubie nad Karbem na Żebrze Potoczka. Droga o trudnościach niewygórowanych (III), posiada siedem wyciągów i kończy się na czarnym szlaku na Kościelec. Z uwagi na „spacer”  i niewielki poranny opad śniegu wyszliśmy dosyć późno.

-         Kolego! Zatrzymaj się na chwilę, coś koledze powiem!

-         Co?

-         Świetnie się czuję! Gdzie ta nasza droga startuje?

-         No gdzieś tam, generalnie to załupą do góry, a później jak puszcza. W połowie będzie przewieszona kosówa. Nie sposób zgubić się na tej ścianie.

Pierwsze dwa wyciągi nie sprawiły raczej problemów, ale przed trzecim nastała chwila ciszy, a później coś w tym stylu:

-         Trochę wysoko jest.

-         Wejdziemy i będzie dobrze.

-         Cholera wie jak tam jest. Nigdy nie wiadomo. Może zrezygnujemy?

-         Ja na kolegi miejscu bym nie rezygnował. Czym kolega ryzykuje?

-         Kolega się nie boi?

-         A czego mam się bać? Ja wiem co ja robię. Co się koledze może w śniegu stać, miękkie to, białe. Ruszamy. Dalej, jazda.

Trzeci wyciąg był czasowo bardzo dłuuugi, ale i wymagający psychicznie. Ostatnie metry trawersu pokonane były zarówno przez prowadzącego jak i drugiego tzw. techniką na kota. Następne wyciągi były pokonywane w pośpiechu, ale i tak nie zdążyliśmy przed zmrokiem. Między innymi dlatego, w mało błogiej niewiedzy i mocno przemarznięci założyliśmy przedostatni stan 15 metrów pod szlakiem.

Szczęśliwie wróciliśmy do Betlejemki, to był owocny dzień. Następne miały być jeszcze lepsze i pogoda miała dopisać. Proszę sobie wyobrazić góry białe od stóp do głów i słońce od rana do wieczora. Do tego ten specyficzny spokój gdy jest się w ścianie, daleko od ludzi. Może brzmi to trochę śmiesznie w kontekście tego, że wspinaliśmy się na Hali na Czubie, ale faktycznie nikogo tam nie było, a kursowym zespołom nie wiodło się w te dni i dość szybko wycofywały się z dróg.

Biorąc pod uwagę doświadczenie zespołu postanowiliśmy we wtorek dalej eksplorować Czubę, a za cel obraliśmy Drogę Głogowskiego (III). Pięć wyciągów z czego ostatni łączny z Żebrem Potoczka.

Droga w ciągu dwóch ostatnich dni obrosła nimbem niezdobytej i w dodatku groźnej, „plującej kamieniami”. Strach podstępnie wkradł się w serca, głowy i obezwładniał. Na szczęście miał duże oczy i nic ponadto więc drogę załoiliśmy i było to niezwykle przyjemne wspinanie. Pierwszy wyciąg to dość czujny trawers i trochę trawek. Drugi to poezja trawkowa i trochę skalna. Trzeci wyciąg jest łatwiejszy od drugiego, ale również godny polecenia, a później to już głównie brodzenie w śniegu i na ostatnim wyciągu trochę trawek. Na końcu w pełnym słońcu czeka ciepła herbata i czekolada, przy czym warto zauważyć, że nie jest to standard i trzeba je sobie tam wnieść, a słońce zamówić:)

W ramach mini projektu Trzy dni – trzy drogi ostatniego dnia w środę postanowiliśmy jeszcze coś łatwego zrobić. Wybór padł na Drogę Kochańczyka (II). Wrażenia bardzo podobne jak dzień wcześniej tylko w odpowiednio mniejszym formacie.

Wracając do Torunia Juras przedstawił swoje wątpliwości co do Żebra Potoczka i tego w jaki sposób poprowadziliśmy tą drogę. Po wnikliwym przyjrzeniu się różnym topo okazało się, że tam gdzie poszliśmy żadna droga nie prowadzi, więc chcąc, nie chcąc wyznaczyliśmy nową drogę, której opis znajduje się poniżej.

Zgodnie z założeniem, że zdjęcia kradną duszę nie robiliśmy zdjęć. Ale jeżeli ktoś ma ochotę zobaczyć piękne zdjęcia gór to w galerii są na przykład zdjęcia Agnieszki Stefanowicz.

Podsumowując „obóz klubowy” (proszę porównać z tym obozem: http://www.kw.katowice.pl/node/328) : założenia były śmiałe, myśli górne, czoła chmurne, a życie wszystko zweryfikowało.


 

photo1

Nowa droga na Czubie nad Karbem startuje sporą załupą, kilka metrów poniżej miejsca w którym kończy się trawers na  pierwszym wyciągu Drogi Głogowskiego. Dochodzimy do końca załupy (0+) i następnie w górę (II). Po paru metrach zakładamy pierwsze stanowisko. Na tych kilku metrach droga biegnie tak jak  Droga Niemiec-Pańczak-Soszyński. Pierwszy wyciąg ma około 50 metrów. Lepszym pomysłem jest zrobienie wyciągu tak jak biegnie wspomniana wyżej  Droga Niemiec-Pańczak-Soszyński gdyż pierwsze 40 metrów to brodzenie w śniegu.

Drugi wyciąg zaczyna się wejściem na półeczkę (II) i trawers po półce (I), aż do jej końca gdzie zakładamy stanowisko (około 20 metrów). Po lewej jest żlebik, a na wprost zachęcające ryso-zacięcie, którym jednak nie poszliśmy.

Trzeci wyciąg biegnie nieco po lewej od stanowiska, po prawej od żlebiku po kosówkach (I). Przy małej ilości śniegu może być nieprzyjemny. Po kilkunastu metrach dochodzimy do spiętrzenia skalnego, pod którym trawersujemy kilka metrów w lewo. Trawers ma trudność około III i dość słabą asekurację (jedyne takie miejsce na drodze). Po trawersie parę metrów w górę i nieco w lewo pod niewielkie komino-zacięcie (II).

Czwarty wyciąg jest dość krótki, około 20 metrów. Do góry komino – zacięciem (III), trochę skalnej wspinaczki i wyjście do kosówek, gdzie czekany stają się zbędne. Pod wielkimi głazami w prawo i po paru metrach zakładamy stanowisko pod kolejnym komino-zacięciem.

Piąty wyciąg prowadzi wprost w górę w łatwym (I-II) terenie. Po 30 metrach wychodzimy na ostrze filaru i idziemy nim do miejsca gdzie łączą się Drogi Głogowskiego i Potoczka. Pod spiętrzeniem skalnym zakładamy stanowisko (całość około 50 metrów).

Szósty wyciąg to trawers w stronę żlebu i do góry w terenie śnieżno-trawkowym (około 50 metrów).

Droga z uwagi na trawersy raczej nie może mieć mniej niż 6 wyciągów. My ją zrobiliśmy na 7 wyciągów, ale ostatni stan założyliśmy 15 metrów pod szlakiem. Wynikało to z nieznajomości ściany i tego, że kończyliśmy ją po zmroku. Całość zajęła około 7 h, wynik jak najbardziej do poprawienia:).

Droga narodziła się przypadkowo w wyniku akcji dwóch niezbyt doświadczonych zimowo wspinaczy, którzy pełni zapału przyjechali powspinać się w Tatrach, a tego akurat dnia zrobić Drogę Potoczka. Nasunęło nam się skojarzenie do innych dwóch śmiałków, którzy swego czasu przyjechali nakręcić film do Zakopanego. Bez doświadczenia, ale pełni zapału i wiary podjęli się ryzyka i nie wrócili do domu z niczym. Dlatego nazwaliśmy drogę: Jak to się robi, trudność II/III, pierwsze przejście – Juras Czerniec, Paweł Kos, 7 marca 2011.

Nie wykluczam, że mogły tam już bywać inne zespoły z uwagi na bliskość, niemniej w topo z Taternika (04/2010) ani w Internecie nie ma informacji, żeby ktoś tam chodził. Ponadto nie było tam żadnego haczywa, taśm czy innych śladów ludzkiej działalności.

 

dodał: Michał
Komentarze (5) - dodaj swój komentarz

Michał, 2 kwietnia 2011, godz. 09:36 Fajnie że udało wam się upchać nową "kreskę" ;)Gratulacje.

kosoul, 5 kwietnia 2011, godz. 19:51 Dzięki.Mamy jeszcze parę pomysłów na tą ścianę:)
bodziu, 6 kwietnia 2011, godz. 07:48 Paweł
Mogę Ci "sprzedać" pomysły ściany opisane w ostatnim Taterniku. Moim zdaniem ciekawsze niż Żebro Potoczka. Ale to już na przyszłą zimę.
kosoul, 6 kwietnia 2011, godz. 14:57 Kupuję w ciemno Bodziu!
Michał, 7 kwietnia 2011, godz. 18:43 http://kwtorun.pl/photos/topo/7/7_001.jpg
Copyright © 2008 KW Toruń, kontakt