logo banner
KW Toruń > Teksty > FILAR NAROŻNY MONT...

Teksty

FILAR NAROŻNY MONT BLANC - Tadeusz Łaukajtys

11 sierpnia 2011, godz. 09:45

Latem 1969r Zarząd Główny Klubu Wysokogórskiego skierował mnie i Gienka Chrobaka do Ecole Nationale de Ski et d'Alpinisme w Chamonix.

 photo1

Najhonorniejszy znaczek świata


Sławetna ENSA organizowała co kilka lat obozy międzynarodowe na które zapraszała wspinaczy z całego świata m.in. z ówczesnych krajów demokracji ludowej a więc
i z Polski. Na początku lipca dotarliśmy z Gienkiem do Chamonix i zakwaterowaliśmy się przy ul Route de Bouchet obok wspinaczy z całego świata: Afryki Pd. Niemiec, Austrii,
Belgii, Bolivii, Bułgarii, Canady, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Grecii, Holandii, Indii, Italii, Japonii, Meksyku, Norwegii, Szwecji, Czechosłowacji, USA, Jugosławsii i Francji.
Ekipa Austriacka składała się z:
Ericha LACKNERA
Raymunda RUFA
Reinholda MESSNERA
Ekipa Czeska składała się z;
Ivana DIESKA
Petera DIESKA
Gospodarzami dowodził profesor ENSA Perre BLANK którego wspierali Andre CONTAMIN i Georges PAYOT Oraz Yves POLLET.

photo2

Tak nas witała Narodowa Szkoła Narciarstwa i Alpinizmu.


W Chamonix zjawił się także nasz przyjaciel Andrzej Mróz który po politycznej awanturze związanej z „KULTURĄ” paryską wybrał emigrację i mieszkał w Paryżu z francuską żoną. Polskę odwiedzą nielegalnie  tatrzańskimi szlakami. W Chamonix mieszkał na „taborisku” w Les Praz.
Gospodarze namawiali nas aby w pierwszym rzędzie zapoznać się z Masywem Mont Blanc przed podjęciem trudniejszej wspinaczki. Wybraliśmy się więc z Gienkiem na wycieczkę na Mont Blanc przez Tete Rousse gdzie dojechaliśmy Tramwajem du Mont Blanc a dalej Schronisko de l'Aiguille Gouter. Stanęliśmy po raz drugi z Gienkiem na szczycie Mont Blanc. Pierwszy raz byliśmy zimą 1967r z Jurkiem Michalskim. Nie wiedzieliśmy że wkrótce staniemy trzeci raz.
O świcie 15 lipca stanęliśmy u podstawy filara. Kuluar nad zacięciem którym chcieliśmy iść pluł kamieniami i lodem co zmusiło nas do przeczekania kiku godzin pod osłoną małej przewieszki. Kilka 60m wyciągów zacięciem zajęło nam trochę czasu i wyprowadziło na niezbyt wygodne, stojące miejsce biwaku. Następnego dnia Gienek od rana wziął się do roboty i przeprowadził skrajnie trudny wyciąg trawersem który doprowadził nas do ukośnego pęknięcia którym poszliśmy dalej. Było bardzo strome i trudne. Pokonanie 60m zajęło nam 3 godziny. Gienek dostał kamieniem w ramię, ale mimo bólu nie oddał prowadzenia. Ale i tak aby tego dokonać Andrzej musiał wejść na ramiona Gienka wiszącego w ławeczkach. Noc spędziliśmy w ławeczkach.

photo3

Pierwsze trudności na filarze. Mógł je przeprowadzić
tylko .....Gienek Chrobak.

Rano 17 lipca wziąłem się do roboty i natychmiast poleciałem z wyrwanym hakiem. Z skaleczonej ręki sączyła się krew. Andrzej chcąc mi dać odpocząć wyciął bardzo trudny hakowy wyciąg zakończony lotem. Wahadło było duże i doprowadziło Andrzeja do miejsca skąd dalej puszczało. Nagle usłyszeliśmy warkot silnika i kilkanaście metrów od nas pojawiła się czerwona Aluetka W kabinie śmigłowca znajome twarze instruktorów ENS-y m.in. Andre Contamine. Następnego dnia znowu byli i dalej machali rekoma życząc powodzenia. Gienek zjechał do miejsca kolejnego biwaku gdzie warunki były świetne, płynął strumyczek wody.
Rankiem 18 lipca Andrzej doszedł do końca rysy i okazało się że dalej mur przewieszonych zacięć okapów i przewieszek. Walczyliśmy tam parę godzin, bez skutku i kilkumetrowym trawersem poszliśmy na stosunkowo wygodą półkę gdzie spędziliśmy kolejną noc. Tu przeżyliśmy przygodę kulinarną. W żywność zaopatrzył nas magazyn ENSA. Na wygodnej półce rozwinąłem pakiet zawinięty w metalową folię gdzie odkryłem krwistą, surową polędwicę. .Gienek jak to zobaczył ku mojemu zdziwieniu powiedział 'Daj ja to zrobię” I tak długo smażył te befsztyki, zamiast tylko podpiec, że żuliśmy je do rana. W naszym zespole zazwyczaj ja gotowałem i Gienek zazwyczaj zjadał z wyjątkiem zupy do której wpadł mi niedopałek papierosa podczas biwaku zimą w środku uskoku Niebieskiej Turni.
Następnego dnia, 19 lipca Andrzej dalej kombinował w miejscu skąd odeszliśmy. Udało się mu osadzić simonda a nieco wyżej jedynkę. Próbował dalej i wykonując olbrzymie wahadło wpadł do dalszego miejsca puszczającej nas dotychczas rysy. Drogę mieliśmy więc w kieszeni, ale przeżyliśmy tego dnia lawinę kamienną, która była na tyle łaskawa że nam się nic nie stało. Poszła tylko jedna żyła liny. Noc spędziliśmy bezpiecznie na wybrzuszeniu filara. Rankiem łatwe skałki wywiodły nas na skalny szczyt. Dalej śnieżno lodowy teren który zmusił nas do nałożenia raków i użycia czekanomłotków. Upał był straszliwy. Śnieg zrobił się niebezpieczną papką. Pod ostatnią skałką przed szczytowym polem śnieżnym postanowiliśmy przeczekać czas lawin. Wieczorny chłód zmobilizował nas do marszu i o 21 stanęliśmy na wierzchołku. Gienek w swojej książce p.t/”Oddychać górami”napisał: „Byliśmy szczęśliwi”.

 

photo4

20 lipca 1969 rok godz 21. Szczyt Mont Blanc.
Siedzi Andrzej Mróz, stoi Gienek Chrobak.
Tak wygląda szczęście alpinistów. Dlaczego?
Przecież wyżej nic już nie ma.


Schodziliśmy powolutku przez Col du Dome i dalej lodowcem do stacji kolejki Plan de LAiguille którą zjechaliśmy z honorami obsługi. W szkole w Chamonix zaproszono Andrzeja na obiad podczas którego oficjalne gratulacje złożył nam Reinhold Messner. Andre Contamine umówił się z nami w przewodnickiej kafejce. Siedzieliśmy tam przy stoliku gdy zjawił się Andre z olbrzymia butelką wina i powiedział:
„kulwa mac Gratuluję a teraz się napijemy”
Andrzej Mróz zginął pod Aiguille Blanche.
Gienek Chrobak zginął pod Everestem.
Zostałem sam aby napisał te słowa posługując się książką Gienka Chrobaka„Oddychać górami”.
Ciało Andrzeja odnaleziono.
Gienek na wieki zostanie w Himalajach.
Czołem chłopaki!
Ówczesne Ministerstwo Spraw Zagranicznych nadawało od czasu do czasu sportowcom medale „za wybitne osiągnięcia sportowe” Postanowiono nam za drogę na Mont Blacu nadać
medale złote. Zwrócono się do nas z propozycją abyśmy wystąpili do władz francuskich z wnioskiem aby tą drogę nazwać „40-TO LECIA PRL” . Odmówiliśmy więc nam
nadano medale srebrne.

photo5z

Droga 243 to nie droga „40-lecia PRL”
ale „voje polonaise”

 

autor: Tadeusz Łaukajtys dodał: Michał
Komentarze (0) - dodaj swój komentarz

Copyright © 2008 KW Toruń, kontakt